czwartek, 13 czerwca 2013

Od Nevy CD Dolores

-Daleko jeszcze?- Vivien zadała to pytanie już po raz setny.
-Nie mam bladego pojęcia. Poza tym ty chyba powinnaś to wiedzieć, skoro kierujesz „wyprawą”.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Ale to ty masz mapę.- zaprotestowała klacz- Och przepraszam, nie masz mapy. A dlaczego nie masz? Bo ją zgubiłaś! I dlatego tkwimy same w ciemnym, nieprzyjaznym lesie.- dodała ironicznie. Miała rację. To wszystko była moja wina. To ja postanowiłam uciec z domu i zgodnie z radą pewnej cyganki udać się na Long Island, gdzie podobno miałam odnaleźć szczęście. I to ja, ja i tylko ja, zgubiłam mapę, którą nam dała. Ale na wszystko co żywe, mogła mi już tego tak nie wypominać! Poczułam jak Viv zwalnia, a następnie staje.
-Co znowu?- jęknęłam zrezygnowana.
-Ktoś za nami idzie.- wyszeptała niepewnie klacz. Rozejrzałam się dookoła. Wokół nas roztaczał się ciemny, nieprzebyty bór. Czarne poskręcane drzewa oplątywały szare liany, a zastygła na nich żywica, wyglądała jak zakrzepnięta krew. Trąciłam nogą Vivien, zmuszając ją do ponownego kłusu, po czym bez uprzedzenia ściągnęłam wodze. Gdzieś w oddali rozległ się przytłumiony odgłos kopyt. Cudownie, wygląda na to, że śledzi nas jakiś psychopata. Czy mogłoby być jeszcze gorzej? Poczułam jak na moje ramiona spadają pierwsze krople deszczu. Zawsze może być gorzej. 
-Zmywamy się stąd.- szepnęłam do Viv. Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Wystrzeliła do przodu jak strzała, na przestrzeni kilku metrów przechodząc z zupełnego bezruchu w pełny galop. Zostawiając swój los w jej kopytach, ponownie zajęłam się natrętnym intruzem, który zamiast oddalać, coraz bardziej się do nas przybliżał. Co gorsza, najwyraźniej posiadał łuk i zamierzał zrobić z niego użytek. Nie zdążyłam nawet dokończyć tej myśli, kiedy pierwsze strzały świsnęły obok mojej głowy. Pochyliłam się nisko nad grzbietem Vivien, modląc się o cud. Z każdą sekunda było coraz gorzej. Las powoli gęstniał, a ubita ziemia zamieniła się w płytkie bagno. Suche gałązki i spróchniałe konary drzew, szarpały moje włosy oraz płaszcz. I mimo że uciekałyśmy najszybciej jak mogłyśmy, prześladowca cały czas nas doganiał. Powoli traciłam nadzieję, na wyjście z tej sytuacji cało, gdy nagle w oddali ujrzałam domek, z płonącą świecą w środku.
-Biegnij do tej…- nie zdążyłam dokończyć zdania, gdyż poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię, ciągnąc na ziemię. Na szczęście często spadałam z Viv i dlatego wiedziałam co robić. Błyskawicznie zwinęłam się w kulkę, po czym przeturlałam się na plecy, spoglądają prosto w wężowe oczy intruza. Automatycznie sięgnęłam po swój sztylet, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że zostawiłam go przytroczonego do siodła. Patrząc na ostry grot strzały zbliżający się nieubłaganie ku mojej szyi, zdałam sobie sprawę, że pozostało mi już tylko jedno wyjście. Zacisnęłam mocno powieki i wrzasnęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam.
<Dolores?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz