sobota, 2 listopada 2013
Back!
Hai! Przepraszam za nieobecność, zrobiłam sobie przerwę, a wrócenie po kilku miesiącach do starego rzemiosła jest odrobinkę trudne, obiecuję, że teraz się poprawię, hehe ^.^
No i nadal czekam na nowych herosów, nie może być tak pusto, neee?
Od Dolores CD Dolores
*Kontynuacja opowiadania Nevy..*
Krzyk dziewczyny odbił się echem w lesie, ciekawiło mnie, co też jeszcze chciała zrobić, żeby zwrócić na siebie uwagę potworów, które ją ścigają. Co prawda teoretycznie nie mogły przedostać się na teren obozu, ale i tak nie powinno się zwracać zbytnio ich uwagi, nawet w bezpiecznej strefie… Tak, byłam zirytowana zachowaniem intruza, ale jednocześnie bałam się trochę spotkania. Serce waliło mi w piersi, gdy przybliżałam się do smukłej sylwetki postaci o szaro-białych włosach. Ściągnęłam wodze na Bellis, a gdy się zatrzymała, zeskoczyłam z niej płynnym ruchem, dziewczyna zdawała się nie dostrzegać, że nie mam rogów, ogona, ani że nie zionę ogniem, nadal jakby nic się nie stało wrzeszczała w niebogłosy. Przezwyciężyłam tremę i zdobyłam się na ironiczne westchnienie:
- Wiesz, że na teren Obozu Herosów nie mają prawa przedostać się żadne monstra, jeśli się ich nie zaprosi, prawda? Nie rozumiem, czemu krzyczysz, jakbyś zaraz miała odwiedzić królestwo Hadesa…
Dziewczyna zlustrowała wzrokiem moją klacz, która zarżała nerwowo, następnie spojrzała na łuk i kołczan przewieszony przez moje ramię, następnie odezwała się dźwięcznym głosem:
- Może dlatego, że strzela do mnie jakaś wariatka?
Wzdrygnęłam się od irytacji w jej głosie i podniosłam ręce do góry w obronnym geście:
- Dobra, przyznaję się do zamachu na Twoje życie. Odkąd w obozie zrobiło się pusto nawet do herosów podchodzę nieufnie – złapałam Bellis za wodze, następni pociągnęłam ją w stronę domków herosów.- Jestem Dolores, córka Asterii, chodź zaprowadzę Cię do Obozu Herosów, pół-bogowie nie powinni szwędać się sami po świecie…
*Neva?*
Krzyk dziewczyny odbił się echem w lesie, ciekawiło mnie, co też jeszcze chciała zrobić, żeby zwrócić na siebie uwagę potworów, które ją ścigają. Co prawda teoretycznie nie mogły przedostać się na teren obozu, ale i tak nie powinno się zwracać zbytnio ich uwagi, nawet w bezpiecznej strefie… Tak, byłam zirytowana zachowaniem intruza, ale jednocześnie bałam się trochę spotkania. Serce waliło mi w piersi, gdy przybliżałam się do smukłej sylwetki postaci o szaro-białych włosach. Ściągnęłam wodze na Bellis, a gdy się zatrzymała, zeskoczyłam z niej płynnym ruchem, dziewczyna zdawała się nie dostrzegać, że nie mam rogów, ogona, ani że nie zionę ogniem, nadal jakby nic się nie stało wrzeszczała w niebogłosy. Przezwyciężyłam tremę i zdobyłam się na ironiczne westchnienie:
- Wiesz, że na teren Obozu Herosów nie mają prawa przedostać się żadne monstra, jeśli się ich nie zaprosi, prawda? Nie rozumiem, czemu krzyczysz, jakbyś zaraz miała odwiedzić królestwo Hadesa…
Dziewczyna zlustrowała wzrokiem moją klacz, która zarżała nerwowo, następnie spojrzała na łuk i kołczan przewieszony przez moje ramię, następnie odezwała się dźwięcznym głosem:
- Może dlatego, że strzela do mnie jakaś wariatka?
Wzdrygnęłam się od irytacji w jej głosie i podniosłam ręce do góry w obronnym geście:
- Dobra, przyznaję się do zamachu na Twoje życie. Odkąd w obozie zrobiło się pusto nawet do herosów podchodzę nieufnie – złapałam Bellis za wodze, następni pociągnęłam ją w stronę domków herosów.- Jestem Dolores, córka Asterii, chodź zaprowadzę Cię do Obozu Herosów, pół-bogowie nie powinni szwędać się sami po świecie…
*Neva?*
czwartek, 13 czerwca 2013
Od Nevy CD Dolores
-Daleko jeszcze?- Vivien zadała to pytanie już po raz setny.
-Nie mam bladego pojęcia. Poza tym ty chyba powinnaś to wiedzieć, skoro kierujesz „wyprawą”.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Ale to ty masz mapę.- zaprotestowała klacz- Och przepraszam, nie masz mapy. A dlaczego nie masz? Bo ją zgubiłaś! I dlatego tkwimy same w ciemnym, nieprzyjaznym lesie.- dodała ironicznie. Miała rację. To wszystko była moja wina. To ja postanowiłam uciec z domu i zgodnie z radą pewnej cyganki udać się na Long Island, gdzie podobno miałam odnaleźć szczęście. I to ja, ja i tylko ja, zgubiłam mapę, którą nam dała. Ale na wszystko co żywe, mogła mi już tego tak nie wypominać! Poczułam jak Viv zwalnia, a następnie staje.
-Co znowu?- jęknęłam zrezygnowana.
-Ktoś za nami idzie.- wyszeptała niepewnie klacz. Rozejrzałam się dookoła. Wokół nas roztaczał się ciemny, nieprzebyty bór. Czarne poskręcane drzewa oplątywały szare liany, a zastygła na nich żywica, wyglądała jak zakrzepnięta krew. Trąciłam nogą Vivien, zmuszając ją do ponownego kłusu, po czym bez uprzedzenia ściągnęłam wodze. Gdzieś w oddali rozległ się przytłumiony odgłos kopyt. Cudownie, wygląda na to, że śledzi nas jakiś psychopata. Czy mogłoby być jeszcze gorzej? Poczułam jak na moje ramiona spadają pierwsze krople deszczu. Zawsze może być gorzej.
-Zmywamy się stąd.- szepnęłam do Viv. Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Wystrzeliła do przodu jak strzała, na przestrzeni kilku metrów przechodząc z zupełnego bezruchu w pełny galop. Zostawiając swój los w jej kopytach, ponownie zajęłam się natrętnym intruzem, który zamiast oddalać, coraz bardziej się do nas przybliżał. Co gorsza, najwyraźniej posiadał łuk i zamierzał zrobić z niego użytek. Nie zdążyłam nawet dokończyć tej myśli, kiedy pierwsze strzały świsnęły obok mojej głowy. Pochyliłam się nisko nad grzbietem Vivien, modląc się o cud. Z każdą sekunda było coraz gorzej. Las powoli gęstniał, a ubita ziemia zamieniła się w płytkie bagno. Suche gałązki i spróchniałe konary drzew, szarpały moje włosy oraz płaszcz. I mimo że uciekałyśmy najszybciej jak mogłyśmy, prześladowca cały czas nas doganiał. Powoli traciłam nadzieję, na wyjście z tej sytuacji cało, gdy nagle w oddali ujrzałam domek, z płonącą świecą w środku.
-Biegnij do tej…- nie zdążyłam dokończyć zdania, gdyż poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię, ciągnąc na ziemię. Na szczęście często spadałam z Viv i dlatego wiedziałam co robić. Błyskawicznie zwinęłam się w kulkę, po czym przeturlałam się na plecy, spoglądają prosto w wężowe oczy intruza. Automatycznie sięgnęłam po swój sztylet, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że zostawiłam go przytroczonego do siodła. Patrząc na ostry grot strzały zbliżający się nieubłaganie ku mojej szyi, zdałam sobie sprawę, że pozostało mi już tylko jedno wyjście. Zacisnęłam mocno powieki i wrzasnęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam.
<Dolores?>
-Nie mam bladego pojęcia. Poza tym ty chyba powinnaś to wiedzieć, skoro kierujesz „wyprawą”.- wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Ale to ty masz mapę.- zaprotestowała klacz- Och przepraszam, nie masz mapy. A dlaczego nie masz? Bo ją zgubiłaś! I dlatego tkwimy same w ciemnym, nieprzyjaznym lesie.- dodała ironicznie. Miała rację. To wszystko była moja wina. To ja postanowiłam uciec z domu i zgodnie z radą pewnej cyganki udać się na Long Island, gdzie podobno miałam odnaleźć szczęście. I to ja, ja i tylko ja, zgubiłam mapę, którą nam dała. Ale na wszystko co żywe, mogła mi już tego tak nie wypominać! Poczułam jak Viv zwalnia, a następnie staje.
-Co znowu?- jęknęłam zrezygnowana.
-Ktoś za nami idzie.- wyszeptała niepewnie klacz. Rozejrzałam się dookoła. Wokół nas roztaczał się ciemny, nieprzebyty bór. Czarne poskręcane drzewa oplątywały szare liany, a zastygła na nich żywica, wyglądała jak zakrzepnięta krew. Trąciłam nogą Vivien, zmuszając ją do ponownego kłusu, po czym bez uprzedzenia ściągnęłam wodze. Gdzieś w oddali rozległ się przytłumiony odgłos kopyt. Cudownie, wygląda na to, że śledzi nas jakiś psychopata. Czy mogłoby być jeszcze gorzej? Poczułam jak na moje ramiona spadają pierwsze krople deszczu. Zawsze może być gorzej.
-Zmywamy się stąd.- szepnęłam do Viv. Nie trzeba było jej tego dwa razy powtarzać. Wystrzeliła do przodu jak strzała, na przestrzeni kilku metrów przechodząc z zupełnego bezruchu w pełny galop. Zostawiając swój los w jej kopytach, ponownie zajęłam się natrętnym intruzem, który zamiast oddalać, coraz bardziej się do nas przybliżał. Co gorsza, najwyraźniej posiadał łuk i zamierzał zrobić z niego użytek. Nie zdążyłam nawet dokończyć tej myśli, kiedy pierwsze strzały świsnęły obok mojej głowy. Pochyliłam się nisko nad grzbietem Vivien, modląc się o cud. Z każdą sekunda było coraz gorzej. Las powoli gęstniał, a ubita ziemia zamieniła się w płytkie bagno. Suche gałązki i spróchniałe konary drzew, szarpały moje włosy oraz płaszcz. I mimo że uciekałyśmy najszybciej jak mogłyśmy, prześladowca cały czas nas doganiał. Powoli traciłam nadzieję, na wyjście z tej sytuacji cało, gdy nagle w oddali ujrzałam domek, z płonącą świecą w środku.
-Biegnij do tej…- nie zdążyłam dokończyć zdania, gdyż poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię, ciągnąc na ziemię. Na szczęście często spadałam z Viv i dlatego wiedziałam co robić. Błyskawicznie zwinęłam się w kulkę, po czym przeturlałam się na plecy, spoglądają prosto w wężowe oczy intruza. Automatycznie sięgnęłam po swój sztylet, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że zostawiłam go przytroczonego do siodła. Patrząc na ostry grot strzały zbliżający się nieubłaganie ku mojej szyi, zdałam sobie sprawę, że pozostało mi już tylko jedno wyjście. Zacisnęłam mocno powieki i wrzasnęłam najgłośniej jak tylko potrafiłam.
<Dolores?>
wtorek, 28 maja 2013
Od Dolores
Siedziałam na zakurzonej podłodze,
wpatrywałam się w ogień i bawiłam się częścią kart do tarota,
a konkretnie Wielkim Arkanem. Salon domku Asterii wyglądał, jakby
przeszedł przez niego huragan. W rzeczywistości osobą, która
spowodowała ten bałagan byłam ja – szukałam kart, które
znajdowały się w moich rękach. Karty były pięknie wykonane,
zapewne przez utalentowanego malarza, a jednak mnie przerażały.
Dzięki nim miałam możliwość poznania swojej przyszłości,
dostania wskazówek na życie, wiązało się to z zaszczytem, ale
również z odpowiedzialnością i strachem.
Odeszłam sprzed kominka, aby usiąść
na jednym z krzeseł wyściełanych bordowym aksamitem. Jednym,
gwałtownym ruchem zrobiłam miejsce na stole, wzięłam gwałtowny
wdech, następnie zaczęłam tasować karty. Ręce mi drżały, mimo
to przełożyłam talię i rozłożyłam trzy karty na stole.
Wszystkie zwrócone były do mnie grzbietem, tak, że nie widziałam
obrazka. Przyglądałam się im przez chwilę, a później
przeniosłam wzrok na okno. Była ciemna noc, nie mogłam zobaczyć
ani jednej gwiazdy, nie widziałam również księżyca. Świat
okrywała czerń, zdawało się, że wszędzie panuje cisza.
Niepokoiło mnie to, gdyż zazwyczaj słyszałam przynajmniej szum
fal. W kominku trzasnęło, a ja przypomniałam sobie o trzech
kartach na stole. Sięgnęłam dłonią po pierwszą po lewej karcie
odsłaniając ją. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że jest to
odwrócony pustelnik, od jakiegoś czasu zawsze pierwszą kartą była
właśnie ta. Symbolizowała zgorzknienie, niepodejmowanie się
wyzwań, blokowanie rozwoju duchowego, wiedziałam więc dlaczego się
pojawia. Zaskoczeniem była dla mnie kolejna karta, czyli rydwan.
Była to pierwsza pozytywna karta od bardzo dawna. Ostatnia zgasiła
jednak moją radość, gdyż zobaczyłam odwróconą wieżę.
W oddali błysnął piorun, odruchowo
zaczęłam liczyć sekundy od momentu gdy zobaczyłam błysk. Raz,
dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... Dobiegł do mnie potężny
grzmot. Wstałam od stołu, zebrałam karty i zabrałam się za
sprzątanie. Najpierw zaczęłam porządkować księgi, szorstkie
oprawy powieści przygodowych, historycznych, fantasy i biografii
działał na mnie uspokajająco. Przez kurz kręciło mi się w
nosie, mimo to powstrzymywałam się od kichania.
Moje ruchy były ociężałe, wszystko
robiłam z niechęcią, ale w końcu salon wyglądał na czysty.
Czułam się strasznie zmęczona, więc w ubraniu padłam na kanapę.
Zamknęłam oczy, ale zanim zapadłam w sen usłyszałam stukanie
kropel deszczu o szybę.
We śnie stałam na wyspie okrytej bujną roślinnością, wśród koron drzew latały nietoperze,
machające zawzięcie skrzydełkami. W powietrzu unosił się zapach
polnych kwiatów. Koło mnie trzasnęła gałązka – zwróciłam
głowę w tamtą stronę i dostrzegłam kobietę o fiołkowych
oczach, z lekko opaloną skórą i włosami barwy mleka. Uśmiechnęła
się lekko do mnie, ale jej oczy były smutne:
- Witaj Dolores, cieszę się, że
wreszcie do mnie dotarłaś...
- Wreszcie? - uniosłam brwi.
- Jestem Twoją matką.
Przypatrzyłam się mojej rozmówczyni,
jej pełnym wargom podobnie wykrojonym jak moje, włosom układającym
się w lekkie fale, oczom ocienionym długim rzęsami.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam
nie zastanawiając się jak agresywnie może to zabrzmieć.
- Domyślam się, że jak każdy
inny heros masz do mnie żal...
- Nie mam do Ciebie żalu, jestem
ciekawa jedynie dlaczego chcesz się nagle ze mną kontaktować –
przerwałam swojej rodzicielce.
- Bo nadchodzą mroczne czasy, Loly.
Bogowie tego nie dostrzegają, dla nich jedynym niebezpieczeństwem
jest Gaja i Kronos, którzy już zostali pokonani. Przygotuj się
na to, Loly, ale pamiętaj – to Ty kierujesz swoim życiem.
Kobieta i las rozmyły się, a ja
obudziłam się obolała na kanapie słysząc stukanie kopyt i krzyk przerażenia.
[ kończy pierwszy - lepszy heros]
Subskrybuj:
Posty (Atom)