Siedziałam na zakurzonej podłodze,
wpatrywałam się w ogień i bawiłam się częścią kart do tarota,
a konkretnie Wielkim Arkanem. Salon domku Asterii wyglądał, jakby
przeszedł przez niego huragan. W rzeczywistości osobą, która
spowodowała ten bałagan byłam ja – szukałam kart, które
znajdowały się w moich rękach. Karty były pięknie wykonane,
zapewne przez utalentowanego malarza, a jednak mnie przerażały.
Dzięki nim miałam możliwość poznania swojej przyszłości,
dostania wskazówek na życie, wiązało się to z zaszczytem, ale
również z odpowiedzialnością i strachem.
Odeszłam sprzed kominka, aby usiąść
na jednym z krzeseł wyściełanych bordowym aksamitem. Jednym,
gwałtownym ruchem zrobiłam miejsce na stole, wzięłam gwałtowny
wdech, następnie zaczęłam tasować karty. Ręce mi drżały, mimo
to przełożyłam talię i rozłożyłam trzy karty na stole.
Wszystkie zwrócone były do mnie grzbietem, tak, że nie widziałam
obrazka. Przyglądałam się im przez chwilę, a później
przeniosłam wzrok na okno. Była ciemna noc, nie mogłam zobaczyć
ani jednej gwiazdy, nie widziałam również księżyca. Świat
okrywała czerń, zdawało się, że wszędzie panuje cisza.
Niepokoiło mnie to, gdyż zazwyczaj słyszałam przynajmniej szum
fal. W kominku trzasnęło, a ja przypomniałam sobie o trzech
kartach na stole. Sięgnęłam dłonią po pierwszą po lewej karcie
odsłaniając ją. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że jest to
odwrócony pustelnik, od jakiegoś czasu zawsze pierwszą kartą była
właśnie ta. Symbolizowała zgorzknienie, niepodejmowanie się
wyzwań, blokowanie rozwoju duchowego, wiedziałam więc dlaczego się
pojawia. Zaskoczeniem była dla mnie kolejna karta, czyli rydwan.
Była to pierwsza pozytywna karta od bardzo dawna. Ostatnia zgasiła
jednak moją radość, gdyż zobaczyłam odwróconą wieżę.
W oddali błysnął piorun, odruchowo
zaczęłam liczyć sekundy od momentu gdy zobaczyłam błysk. Raz,
dwa, trzy, cztery, pięć, sześć... Dobiegł do mnie potężny
grzmot. Wstałam od stołu, zebrałam karty i zabrałam się za
sprzątanie. Najpierw zaczęłam porządkować księgi, szorstkie
oprawy powieści przygodowych, historycznych, fantasy i biografii
działał na mnie uspokajająco. Przez kurz kręciło mi się w
nosie, mimo to powstrzymywałam się od kichania.
Moje ruchy były ociężałe, wszystko
robiłam z niechęcią, ale w końcu salon wyglądał na czysty.
Czułam się strasznie zmęczona, więc w ubraniu padłam na kanapę.
Zamknęłam oczy, ale zanim zapadłam w sen usłyszałam stukanie
kropel deszczu o szybę.
We śnie stałam na wyspie okrytej bujną roślinnością, wśród koron drzew latały nietoperze,
machające zawzięcie skrzydełkami. W powietrzu unosił się zapach
polnych kwiatów. Koło mnie trzasnęła gałązka – zwróciłam
głowę w tamtą stronę i dostrzegłam kobietę o fiołkowych
oczach, z lekko opaloną skórą i włosami barwy mleka. Uśmiechnęła
się lekko do mnie, ale jej oczy były smutne:
- Witaj Dolores, cieszę się, że
wreszcie do mnie dotarłaś...
- Wreszcie? - uniosłam brwi.
- Jestem Twoją matką.
Przypatrzyłam się mojej rozmówczyni,
jej pełnym wargom podobnie wykrojonym jak moje, włosom układającym
się w lekkie fale, oczom ocienionym długim rzęsami.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam
nie zastanawiając się jak agresywnie może to zabrzmieć.
- Domyślam się, że jak każdy
inny heros masz do mnie żal...
- Nie mam do Ciebie żalu, jestem
ciekawa jedynie dlaczego chcesz się nagle ze mną kontaktować –
przerwałam swojej rodzicielce.
- Bo nadchodzą mroczne czasy, Loly.
Bogowie tego nie dostrzegają, dla nich jedynym niebezpieczeństwem
jest Gaja i Kronos, którzy już zostali pokonani. Przygotuj się
na to, Loly, ale pamiętaj – to Ty kierujesz swoim życiem.
Kobieta i las rozmyły się, a ja
obudziłam się obolała na kanapie słysząc stukanie kopyt i krzyk przerażenia.
[ kończy pierwszy - lepszy heros]